03.11.2012 16:36 0

Dezodorant – dawny wróg społeczny

Zapach potu kojarzy się aktualnie z brakiem higieny, bezdomnością i marginesem społecznym. Niegdyś jednak było zupełnie inaczej, a mycie uważano za nieprzyzwoite praktyki.

Dawniej woda nie służyła do usuwania brudu z ciała, sądzono że jej stosowanie skutkować może chorobami. Preferowano włącznie naturalne zapachy, jakikolwiek ich maskowanie było uznawane za niewłaściwe. Smród był wszechobecny, dlatego wówczas nie był smrodem. Przełom nastąpił w 1888 roku. W USA pojawiał się wtedy pierwszy dezodorant.

Można trudno w to uwierzyć, ale pod koniec XIX wieku kąpiel nadal budziła negatywne emocje. Z wody korzystano wyłącznie po konsultacji z lekarzem. Brudne były również włosów, które wycierano suchym ręcznikiem i rozczesywało. Sądzono, że kąpiel spowalnia męski wigor, a u kobiet powodować może bezpłodność. Kobiety przy nadziei bały się wody, gdyż mogła ona podmyć płód. Najlepszym lekarstwem były naturalne zapachy, który znikały po kontakcie z wodą. Unikano jej zatem jak ognia, gdyż tylko silnie „pachnący” człowiek uznawany był za atrakcyjnego.

Droga zaakceptowania przez społeczeństwo produktu zabijającego zapach potu była długa. Najpierw trzeba było przekonać ludzi do wody i kąpieli. Dopiero później skłonić ich do używania dezodorantu. Stopniowo rodzinną tradycją stawało się mycie w wielkiej misce lub drewnianej bali. Woda zyskała miano leczniczej, a twierdzenie że „rozmiękcza” ciało przestało obowiązywać. Dezodorant zaczęto powszechnie stosować w połowie XX wieku. Najpierw w miastach, z czasem też na wsi. A zapach potu stał się oznaką pijaństwa.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...