24.07.2013 13:04 0

Na rowerach dookoła Polski dla osieroconych dzieci

Pierwszy tydzień rajdu dookoła Polski Słonika Tumbo, maskotki Funduszu Dzieci Osieroconych, minął szczęśliwie i prawie niepostrzeżenie. Wolontariusz Fundacji Hospicyjnej Piotr Falc i jego żona Małgosia pokonywali w błyskawicznym tempie kolejne etapy trasy, momentami zmęczeni ale zawsze w znakomitych humorach. Spotykali ciekawych ludzi, podziwiali piękno krajobrazu Żuław, Warmii, Mazur i Podlasia, a co najważniejsze, składali niezapomniane wizyty w mijanych po drodze hospicjach.

Piotr i Małgosia wyruszyli na rowerach dookoła Polski, aby propagować Fundusz Dzieci Osieroconych działający w ramach Fundacji Hospicyjnej i zbierać fundusze na wyprawki szkolne dla jego małych podopiecznych.

Po hucznym starcie spod bramy Gmachu Głównego Politechniki Gdańskiej w poniedziałek, 15 lipca, rowerzyści oraz ich pasażer VIP, Słonik Tumbo, dojechali do Elbląga, gdzie zrobili sobie pierwszy postój. Piotr i Małgosia odwiedzili tamtejsze Hospicjum im. dr Aleksandry Gabrysiak.

Przywitała nas pani Anna Podhorodecka, która specjalnie czekała na nas po godzinach z obiadem, bo spóźniliśmy się ponad dwie godziny – odpowiada Piotr.

Jadąc dalej, poznali Bernarda, rowerzystę z Hamburga, który na co dzień zajmuje się resocjalizacją młodocianych przestępców i może być inspiracją dla każdego wielbiciela jazdy na dwóch kółkach. W momencie spotkania Bernard miał za sobą już około 2500 km. i wracał do domu. Do tej pory przejechał na rowerze Danię, Finlandię, Szwecję, Litwę i Polskę. Ma w zwyczaju spać pod namiotem z dala od miast i nigdy nie zabierać ze sobą telefonu komórkowego. Śmieje się, że w przednich sakwach wiezie kuchnię, rower to livingroom, a z tyłu mieści się sypialnia. 

Doświadczony rowerzysta udzielił Piotrowi i Małgosi kilku cennych rad dotyczących odpowiedniego pedałowania, aby nie obciążać kolan. Potem kolarze pożegnali się i pojechali w dwóch różnych kierunkach. Bernard do Szczecina, a wolontariusze Fundacji dalej w Polskę.

Trzeciego dnia zajechali do Giżycka, gdzie najpierw zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie w marinie na tle cumujących przy kei żaglówek, a następnie pojechali na umówione spotkanie do Hospicjum Domowego prowadzonego przez Stowarzyszenie „PROMYK”.

Od razu poczuliśmy się wciągnięci w aktywne życie tej instytucji, bo właśnie przyjechał transport potrzebnych artykułów od przyjaciół z Niemiec. Pani prezes Maria Popieluch opowiedziała nam o początkach działalności stowarzyszenia oraz hospicjum. Jest osobą z dużym doświadczeniem, mieszkała i pracowała przez jakiś czas w Nowym Jorku. O sobie mówi „lubię ludzi starych”, jednak chyba nie tylko, bo wokół niej kręcą się same młode osoby i nazywają ją swoją „mamą” – relacjonuje Piotr i do dziś wspomina smak jabłek, które z Małgosią dostali w hospicjum „na drogę”.

Piotr i Małgosia zabrali ze sobą w dalszą trasę przede wszystkim miłe i ciepłe wspomnienia z obu odwiedzonych hospicjów. – Mamy wrażenie, że w hospicjach pracują właściwe osoby na właściwych miejscach. Rozmowy są szczere, bez owijania w bawełnę, a jednocześnie pokrzepiające i optymistycznie zabarwione. Mimo codziennego stykania się z trudami choroby, a może dzięki temu, osoby pracujące w hospicjach są uśmiechnięte – mówi Piotr i już nie może doczekać się kolejnych wizyt. A będzie ich jeszcze po drodze niemało.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...