28.07.2021 15:08 8 NW

Na ratunek mewie - strażacy w akcji na redzkim osiedlu

Źródło:Stowarzyszenie Redzka Kupa Wstydu

Na balkonie jednego z redzkich bloków przez prawdopodobnie dwa dni leżała mewa i wołała o pomoc. Okazało się, że właściciele mieszkania byli niedostępni, więc w akcję zaangażowali się strażacy, którzy z czwartego piętra ewakuowali ptaka.

Do mewy w potrzebie strażacy zostali wezwani we wtorek (27 lipca) o godz. 20:00. Ze zgłoszenia wynikało, że na balkonie mieszkania znajdującego się na czwartym piętrze bloku przy ul. Młyńskiej w Redzie leży mewa. Strażacy zadeklarowali, że jeśli zwierzę zostanie zabezpieczone do ich przyjazdu, za chwilę zjawią się na miejscu.

Przyjechała więc jedna jednostka Państwowej Straży Pożarnej oraz druhowie ochotnicy z Ochotnicza Straż Pożarna w Redzie. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni za to, bo w tym mieście w takiej sytuacji nie można liczyć na żadna inną pomoc. Przypominam, że nie mamy straży miejskiej, gminnej, wiejskiej – a nawet jakbyśmy mieli takową, to i tak nic nie mogliby w tej sytuacji zrobić - pisze Katarzyna Smolska ze Stowarzyszenia Redzka Kupa Wstydu.

Źródło:Stowarzyszenie Redzka Kupa Wstydu Źródło:Stowarzyszenie Redzka Kupa Wstydu Źródło:Stowarzyszenie Redzka Kupa Wstydu

Na ul. Młyńską zadysponowano pojazd z drabiną hydrauliczną z JRG w Rumi oraz strażaków z OSP Reda, co miało oburzyć mieszkańców tamtejszego osiedla.

Zwróciliśmy się do st. kpt Mirosława Kurasia, oficera prasowego z pytaniem czy w tej sytuacji na miejsce zdarzenia pojechało zbyt dużo sił.

Nie rozumiem w czym jest problem. Na miejsce zadysponowano jednostkę z drabiną hydrauliczną i dwoma strażakami oraz najbliższą jednostkę OSP, która zabezpieczała całą akcję. Trzeba zwrócić uwagę, że były to działania na wysokości, co narzuca pewne standardy bezpieczeństwa. Nie wyobrażam sobie, by w tej sytuacji, gdy należy dostać się na balkon na czwartym piętrze, podjąć ptaka i ewakuować na ziemię, miałyby tam pojechać dwie osoby - komentuje st. kpt. Mirosław Kuraś.

Jak zaznacza rzecznik straży pożarnej, w tym przypadku nie doszło do żadnego błędu pod względem prowadzenia działań ratowniczych czy zadysponowania służb.

Gdyby właściciele mieszkania byli na miejscu, nie byłoby problemu i jeden zastęp prawdopodobnie spokojnie by sobie poradził. W tej sytuacji mówimy jednak o pracy na wysokości. Na górę musiały udać się dwie osoby, gdzie jedna z nich podejmowała ptaka, a druga asekurowała. Na dole także musiały znajdować się osoby zabezpieczające całą interwencję - mówi st. kpt. Mirosław Kuraś.

Przy udziale jednej jednostki straży pożarnej podjęcie mewy nie byłoby bezpieczne i jak dowiadujemy się, to dyżurny każdorazowo podejmuje decyzję na podstawie zebranych informacji ile zastępów wysłać w dane miejsce.

Wychodzę z założenia, że zawsze lepiej wysłać jeden zastęp więcej niż mniej, bo w tym drugim przypadku mogłoby być za późno na dotarcie wsparcia - dodaje Kuraś.

Warto wspomnieć także, że w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia ludzkiego zastępy zostałyby natychmiast skierowane w odpowiednie miejsce.

Jak czytamy na stronie Stowarzyszenia Redzka Kupa Wstydu, mewa trafiła pod opiekę kliniki weterynaryjnej w Gdyni, która po zbadaniu ptaka i wstępnym zaopatrzeniu przekaże go do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „ostoja”.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...