25.11.2019 08:38 0 mike/Gdansk.pl

Minęło już 25 lat. Tragiczny pożar zmienił na zawsze życie setek osób

Fot. Grzegorz Mehring/Gdansk.pl

Koncert zespołu Golden Life, który odbył się 24 listopada 1994 roku w hali Stoczni Gdańskiej, zapisał się w historii jako jedna z bardziej tragicznych współczesnych imprez masowych na Pomorzu. W wyniku pożaru zginęło wówczas siedem osób, a ponad 300 zostało poparzonych. Ustalono, że bezpośrednią przyczyną tragedii było celowe podpalenie, choć sprawcy nigdy nie udało się zatrzymać. Stwierdzono też liczne uchybienia przy organizacji imprezy – w tym przypadku kary były raczej symboliczne…

Setki osób, przede wszystkim młodzieży, dobrze bawiły się tragicznego wieczoru, gdy ktoś zauważył ogień, który błyskawicznie się rozprzestrzeniał. Jak się później okazało, celowo wznieconego pożaru nie udało się sprawnie ugasić. Co gorsza, nie było też mowy o prawidłowej ewakuacji – w toku śledztwa ujawniono, że organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania. Proces w tej sprawie toczył się aż 16 lat. Dopiero w kwietniu 2013 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku orzekł, że nie zostały zapewnione względy bezpieczeństwa.

Hala być może nie była idealna, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to było dość dawno i inne czasy, ale opinie biegłych są bezlitosne: gdyby drzwi ewakuacyjne były otwarte, to nawet z tak niedoskonałej hali można się było uratować – mówił sędzia Krzysztof Ciemnoczołowski.

Nigdy nie ustalono, kto wzniecił ogień. Za nieumyślne spowodowanie tragedii skazano kierownika hali – na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Ukarani zostali też dwaj organizatorzy koncertu z agencji reklamowej (więzienia w zawieszeniu na dwa lata). Tragiczny bilans koncertu sprzed 25 lat to siedem ofiar śmiertelnych i ponad 300 osób poparzonych. Oprócz ciężkich obrażeń fizycznych, musieli zmierzyć się także z ogromną traumą. Wielu nie potrafiło sobie z nią poradzić przez kolejne lata. Hali przy Stoczni Gdańskiej nigdy nie odbudowano, a o tragedii przypomina tylko jedna z zewnętrznych ścian.

Fot. Grzegorz Mehring/Gdansk.pl

Fot. Grzegorz Mehring/Gdansk.pl

W 25. rocznicę tragedii na miejscu zapalono znicze. Wśród osób, które upamiętniły ofiary, była m.in. Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, oraz radna Anna Golędzinowska, która, jeszcze jako nastolatka, brała udział w dramatycznych wydarzeniach i doznała ciężkich oparzeń. Musiała przejść leczenie w Siemianowicach Śląskich.

Bardzo daleko od domu, nie miałam tam nikogo bliskiego, rodzice mogli przyjeżdżać z Gdańska w odwiedziny – wspomina radna. – A jednak nie czułam się tam tak bardzo samotna, wokół byli życzliwi ludzie. To był czas, w którym otaczała nas prawdziwa solidarność. Ktoś z mieszkańców Śląska, zupełnie obcy, przyniósł mi do szpitala kanapki. Była wielka zbiórka publiczna pieniędzy na ratowanie ofiar. Zawsze o tym pamiętam. Może na co dzień jesteśmy dziwnym społeczeństwem, ale na pewno zdolnym do pięknych zachowań – podsumowuje.


Czytaj również:

Komentarze

W trakcie ciszy wyborczej dodawanie i przeglądanie komentarzy jest zablokowane.