17.06.2019 14:00 3 mike/mat. pras.

Wojskowi udowodnili, że marzenia są po to, by je spełniać

Mat. pras.

Siedmioletni Łukasz na co dzień zmaga się z ciężką chorobą – nowotworem oka. Żołnierze z 7. Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej, a także z Formozy i wojskowi piloci, zadbali o to, aby jego marzenie o byciu żołnierzem spełniło się na jeden dzień. I jak podkreśla sam chłopiec, był to najszczęśliwszy dzień w jego życiu.

Żołnierze wraz z Fundacją „Mam Marzenia” przygotowali dla Łukasza ogromną niespodziankę. W pewnym momencie do jego rodzinnego Stargardu po prostu… przyleciał wojskowy helikopter, który zabrał chłopca na pokład.

Mama mnie rano obudziła i powiedziała, że muszę szybko wstać, bo czeka na mnie niespodzianka. Nie mówiła, jaka. Wstałem i pojechaliśmy w takie jedno miejsce, gdzie czekaliśmy, aż przyszedł żołnierz, a po chwili przyleciał śmigłowiec i okazało się, że idę do wojska – opowiada siedmiolatek, podkreślając jednocześnie, że to najszczęśliwszy dzień jego życia. – Dostałem hełm, kamizelkę kuloodporną, maskę gazową, radio, a nawet mogłem się przespać w wojskowym łóżku. Najlepszy był jednak lot śmigłowcem – dodaje.

Łukasza z lotniska na gdyńskich Babich Dołach odebrali żołnierze 7. Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej im. kpt. mar. Adama Dedio, którzy quadem przetransportowali chłopca do bazy wojskowej. Tam zwiedził jednostkę i zapoznał się z rynsztunkiem, jakim na co dzień dysponują żołnierze 7 PBOT. Następnie odwiedził żołnierzy JW Formozy. Było to specjalne życzenie Łukasza, ponieważ, jak podkreśla, w przyszłości chce zostać komandosem.

Widać było, że wizyta u nas sprawiła mu ogromną radość. Dzisiejsze wydarzenie także nam dało dużą satysfakcję, gdy mogliśmy zobaczyć uśmiech na twarzy Łukasza, którego dzieciństwo, delikatnie mówiąc, nie jest usłane różami. A swoją drogą, jak na siedmiolatka, ma naprawdę sporą wiedzę o wojsku i wojskowym sprzęcie. Będzie z niego w przyszłości dobry żołnierz – mówi kpt Marcin Mazur, dowódca 7. Kompanii Dowodzenia 7. Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

Mat. pras.

Mat. pras.

Mat. pras.

To, jak ważny ten dzień był dla Łukasza podkreśla jego ojciec, Michał Woś.

Jestem ogromnie wdzięczny wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowania tej akcji, bo było to duże przedsięwzięcie logistyczne. Dla syna dodatkowym plusem było to, że mógł spędzić czas na świeżym powietrzu, a nie w zamknięciu, jak to miało miejsce ostatnio. Łukasz miał nowotwór na lewym oku. Było to operowane i wycięte, przeszedł chemioterapię i radioterapię. Po dwóch latach nastąpiła jednak remisja. Znów wygrał bitwę z rakiem i na tę chwilę jest wszystko w porządku i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Mam też nadzieję, że dalej będzie wygrywał swoje marzenia, będę mógł pojechać do niego na przysięgę i zobaczyć go w mundurze. Na pewno w tym momencie będę jeszcze bardziej dumny z syna, niż jestem teraz – dodaje pan Michał.

Łukasz wygrał więc najważniejszą walkę w swoim życiu. Spełnił też swoje marzenie i na jeden dzień został żołnierzem. Wojskowi zadbali o to, by uwierzył w to, że warto marzyć i osiągać zamierzone cele.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...