19.09.2017 13:35 0 Redakcja

"To dały mi Góry Mackenzie" – podróżnik podsumował wyprawę życia

Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko

Przez 44 dni Marcin Gienieczko przemierzył około 1000 kilometrów, z czego ponad 600 samotnie. Trasa wiodła od indiańskiego miasteczka Ross River do miasteczka Norman Wells nad rzeką Mackenzie. Pochodzący z gminy Kosakowo podróżnik dokonał tego jako pierwszy Polak i jeden z nielicznych na świecie. Teraz podsumował wyprawę.

Góry Mackenzie otacza surowa, pełna majestatu aura. Jest to zakątek świata, który daje szansę ludziom silnym, twardym, niezłomnym i nieustraszonym, między innymi poszukiwaczom złota, myśliwym i podróżnikom. Przestrzeń tych stref, wyjąwszy rzadkie i słabo zaludnione enklawy ludzkich siedzib, stanowi królestwo pustki, samotności, ciszy, bezruchu i braku życia. Wielkim wrogiem jest zimno, które sięga nawet minus 50 stopni Celsjusza. Wszystko to powoduje, że miejsce to zarówno odpycha, jak i… przyciąga.

Zdecydowałem się na takie długie przejście, gdyż rozwiązaniem był specjalnie wykonany wózek, który służył mi do transportu żywności oraz sprzętu. Tym samym nie musiałem organizować zrzutów żywności z samolotu lub helikoptera na tak dużym i wymagającym terenie. Większość ludzi właśnie tak to organizuje – opowiada Marcin Gienieczko. – Wędrując samotnie pierwszy trawers z Ross River do Norman Wells, zrobiłem w 25 dni 610 km. Wybrałem najtrudniejszy wariant przejścia, przez legendarną górę Blue Montain, gdyż tylko to mnie interesowało. Założeniem projektu było najtrudniejsze przejście – dodaje.

Po trzech dniach odpoczynku w Norman Wells, podczas których podróżnik leczył poranione podczas przeprawy ramiona, Gienieczko powrócił na szlak wraz z kolegą z Yellowknife – wędrowca o nazwisku Rupertem Dook. Dotarli do celu po 16 dniach intensywnego marszu. Dzienny dystans wynosił od 20 do 38 km.

Pierwszy raz zetknąłem się z górami Mackenzie w 2007 roku. Wówczas z powodu złego planowania, głębokiego śniegu oraz kontuzji mojego kolegi Macieja Majerskiego nie zrealizowałem projektu – wyjaśnia Marcin Gienieczko. – Po 10 latach postanowiłem zrealizować wielkie przejście. Dlaczego? Bo moim celem jest Biegun Południowy. Postanowiłem iść na Biegun od miejsca, gdzie 10 lat temu coś zostało przerwane. Postanowiłem czyścić wszystko na swojej drodze do Bieguna Południowego. Rodzinie powiedziałem, że jeśli przejdę Góry Mackenzie, to idę na Biegun, nie przejdę, to rezygnuję z projektu. Teraz wiem, że mam zielone światło na Biegun – podkreśla.

  W trakcie tej wyprawy mieszkaniec gminy Kosakowo musiał pokonać takie rzeki jak Ekwi River, Twitty River, Little Keele River oraz Carcajou River. Używał do tego bardzo lekkiego pontonu, sprowadzonego specjalnie na tę wyprawę z USA.

Mój plecak ważył 35 kg. W odróżnieniu od kolegi z Kanady, niosłem dodatkowo między innymi ponton, wiosła, trzy nadajniki, telefon satelitarny, pudełko na sprzęt elektroniczny i większy namiot. Pas, który odciążał częściowo ramiona, zakładałem na głowę. Przez pierwsze trzy dni stosowałem to rozwiązanie. Później zaczęły mnie boleć kręgi szyjne, więc zdecydowałem się na rozwiązanie pierwotne. Niemniej to pomogło w początkowej fazie marszu powrotnego – opisuje Gienieczko.

Podczas drugiego trawersu podróżnik odnalazł wózek, który pozostawił przy rzece Twitty River, co znacznie przyspieszyło marsz. Zdarte ramiona mogły w końcu zacząć się regenerować. Było też spotkanie z niedźwiedziem grizzly koło rzeki Godlin River. W trakcie powrotu 380 km podróżnicy pokonali w 16 dni.

Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko Źródło: Archiwum Marcina Gienieczko

Łącznie przeszedłem 990 km plus 10 km przeprawy przez rzekę Mackenzie, czyli około 1000 km zrealizowanego wyzwania. Czy warto było? Zdecydowanie tak – podsumowuje globtroter z powiatu puckiego. – W trakcie tej wyprawy schudłem 14 kg. Było to ciężkie wyzwanie, ale teraz wiem, że mogę iść dalej. W życiu trzeba iść czasem na przekór losowi, być niezłomnym, walczyć do ostatniej kropli krwi i potu. Tego się nauczyłem w trakcie projektu. To dały mi Góry Mackenzie. Stałem się silniejszy – podkreśla.

Pełną relację z podróży można prześledzić na osobistym blogu podróżnika, pod tym adresem. Wcześniej o przedsięwzięciu Marcina Gienieczko pisaliśmy tutaj – Podróżnik zrealizował pierwszą część górskiej wyprawy oraz tutaj – Spotkał niedźwiedzia, pokonał zmęczenie i dotarł do celu.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...