07.07.2015 10:03 0

Open’er 2015! Zakończyła się 14. edycja festiwalu

fot. Anna Kwiatkowska/nadmorski24.pl

Roczne przygotowania, ponad 4 tysiące pracowników, blisko stu wykonawców i wreszcie uczestnicy – 90 tysięcy fanów muzyki, którzy bawili się w Gdyni przez cztery najbardziej upalne dni i noce w historii festiwalu – oto tegoroczny Open’er w podstawowych liczbach.

ZOBACZ ZDJĘCIA

Zostawiając jednak statystykę na boku, zakończona nad ranem edycja festiwalu była pokazem niewiarygodnej siły współczesnej muzyki, jej różnorodności, która nie wyklucza żadnego gatunku, łączy fanów skrajnie różnych zespołów i daje poczucie niezwykłej wspólnoty, materializującą się pod postacią dziesiątek tysięcy uniesionych rąk i zdartych gardeł. Ale chyba najlepsze podsumowanie tego czym jest dla nas ten festiwal wypowiedział podczas swojego czwartkowego koncertu Dennis Lyxzén, lider zespołu Refused: „Muzyka to nie życie i śmierć, muzyka to coś więcej”.

Open’er 2015 był festiwalem nowych płyt. Z albumami wydanymi kilka tygodni, a często nawet kilka dni wcześniej przyjechali do Gdyni: Drake, Major Lazer, Mumford & Sons, Alabama Shakes, A$AP Rocky czy Modest Mouse. Specjalne miejsce w tej grupie zajęła wspomniana formacja Refused, dla której koncert na Open’erze był pierwszym występem po premierze oczekiwanej od 17 lat płyty. Koncert ten był transmitowany na cały świat.

Z kolei Years & Years i Disclosure zabrali do Gdyni mnóstwo premierowego materiału, który usłyszymy dopiero na ich nadchodzących płytach. Sądząc po frekwencji na wszystkich wymienionych koncertach, a zwłaszcza entuzjazmowi jaki towarzyszył każdej kolejnej piosence, publiczność nie ma absolutnie żadnego problemu ze znajomością nowych czy premierowych utworów – traktuje je dokładnie tak samo jak największe przeboje. Zresztą przypadek obu tych zespołów pokazuje narodziny nowych headlinerów, którzy za 2-3 lata będą zajmować najważniejsze miejsca na festiwalowych plakatach. Do tej samej grupy zaliczyć można także Alt-J, Alabama Shakes i Cheta Fakera – wykonawców kompletnych.

Nie oznacza to jednocześnie, że tegoroczne największe gwiazdy Open’era mogą czuć się zagrożone. Kasabian i Die Antwoord w czasie swoich występów przeszli samych siebie, zostawiając daleko w tyle wszystkie swoje poprzednie polskie występy. Drake udowodnił, że w kategorii solo vs. wielotysięczna publiczność nie ma sobie równych. Olbrzymi ekran i on z mikrofonem, wystarczyli, żeby pokazać na czym polega one man show. Mumford & Sons w czasie jednego z utworów zaprosili na scenę kolegów z The Vaccines i zagrali dużo bardziej rockowy koncert, niż trzy lata temu, gdy pierwszy raz odwiedzili Gdynię.

D’Angelo wg. wielu zagrał najlepszy koncert festiwalu. Przyjechał do Polski po raz pierwszy i choćby z racji tego było to wydarzenie historyczne. Na długo zapamiętamy atmosferę, jaką wytworzył na scenie, a zwłaszcza pod nią. Nigdy nie widzieliśmy na Open’erze tulu tańczących par, jak w czasie superfunkowej wersji „Brown Sugar”.

Świetnie spisali się soliści. Nie tylko wymieniany już Faker, ale także roznosząca energią Tent Stage Elliphant, cały czas niezwykle młody i obiecujący Tom Odell, czy wreszcie Hozier, który udowodnił, jak daleko mu do „autora jednego przeboju”. Jose Gonzalez, który już dawno uciekł od takiej łatki, zagrał na Tent Stage jeden z najbardziej intymnych koncertów festiwalu, stanowiący doskonałe preludium do późniejszego występu Jonny’ego Greenwooda z London Contemporary Orchestra – bezsprzecznie jednego z najbardziej niezwykłych koncertów w historii Open’era.

Czarne konie? Father John Misty. To nie był zwykły koncert. To było doświadczenie. Niech żałują Ci, którzy nie trafili w środę na Alter Stage. Zresztą to samo powiedzą ci, którzy oddali się rock’n’rollowemu rytuałowi w czasie występu Eagles Of Death Metal.

Polacy na Open’erze to równorzędni konkurenci dla zagranicznych artystów. Potwierdzały to tłumy na koncertach Fisza, The Dumplings, Domowych Melodii czy prawdziwego odkrycia festiwalu – Taco Hemingwaya. 15 tysięcy odwiedzających wystawę „Nikt nam nie weźmie młodości” pokazującą stojącą na uboczu, ale do dziś niezwykle wpływową trójmiejską sztukę lat 80-tych, komplety na przedstawieniach teatralnych i w Klubie Komediowym. Projekt Sztuka na Open’erze to już integralna część festiwalu, którą co roku zaskakuje coraz bardziej, także nas samych.

Skoro przy zaskoczeniach jesteśmy – jeszcze tydzień przed festiwalem nie spodziewaliśmy się, że pogoda może się tak udać. To był chyba najsłoneczniejszy i najcieplejszy Open’er.

Do zobaczenia za rok!


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...