13.04.2013 16:03 0

Tajemnice okrętu ORP Orzeł

Historia okrętu ORP Orzeł opisywana była w wielu książkach i nieco lżejszych opracowaniach. Historia wyjątkowa i nader irracjonalna jak na czasy II wojny światowej, mimo to prawdziwa. Jednostkę ORP Orzeł zbudowano w jednej z holenderskich stoczni. Statek uczestniczył w II wojnie światowej, internowany w Estonii zbiegł i przedostał się do Wielkiej Brytanii. Podwodny okręt w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach zaginął wraz z całą znajdującą się na nim załogą w 1940 roku.

7 lutego 1939 roku Orzeł zszedł z holenderskiej stoczni do portu wojennego w Oksywiu. 1 września wyruszył w głąb Bałtyku by móc czynnie służyć w Marynarce Wojennej w czasie wojny i bronić granic morskich Polski.

Będąc już na wodach zatoki Orzeł odebrał sygnały od dowódcy dywizjonu. Nakazywano zachować szczególną ostrożność i otworzyć kopertę, w której znajdowały się wytyczne planu Worek. Zgodnie z nim okręt miał wyznaczony sektor działania, który obejmował linię Jastarnia – ujście Wisły.

4 września Orzeł obrał kurs w kierunku Helu. Następnie w wyniku zagrożenia niemieckimi nalotami wycofał się na północ. Po wynurzeniu i tak został zauważony i zbombardowany. Jedna z bomb głębinowych padła blisko niego. Wówczas obniżyły się znacznie morale załogi, a zwłaszcza dowodzącego, który od tego czasu zaczął przechodzić kryzys psychiczny, pogłębiający się z każdym dniem coraz bardziej.

Dowódca Kłoczkowski podjął decyzję o opuszczeniu sektora bez konsultowania się z Dowództwem Floty. Udał się do rejonu Gotlandii. W tym samym dniu nadano mu dyspozycję do opuszczenia swojego sektora. Rozkaz ten Kłoczkowski wyprzedził jednak z marnym skutkiem. Okręt znajdował się znacznie dalej niż wyznaczony mu cel podróży.

Kilka dni później dowódca uznał, że ma poważną chorobę, która sprawia że nie jest w stanie sprawnie dowodzić okrętem. Mimo swej choroby nie przekazał dowodzenia nikomu innemu. Nastąpiła wówczas krytyczna sytuacja. Okręt zbombardowano, a usterki nie udałoby się naprawić bez zawijania do portu. 10 września przekazano informację o chorobie Henryka Kłoczkowskiego. Jak wynika ze źródeł dowódca symulował chorobę by w ten sposób opuścić okręt. Dowództwo dało mu zatem dwa wyjścia. Pierwszym było opuszczenie okrętu w porcie neutralnym, czyli Szwecji bądź Finlandii, a drugą opuszczenie załogi poprzez dopłynięcie do Helu. "Chory" dowódca zadecydował, że nie weźmie pod uwagę przekazanych mu instrukcji i uda się do Tallina, swoją decyzję argumentując znaczną liczbą znajomych mu osób w tym mieście.

ORP Orzeł w ciągu 24 h przedostał się niezauważony na redę Tallina. Wówczas to zakończył się pierwszy etap działalności wojennej tego okrętu w czasie II wojny światowej.

Władze estońskie w porozumieniu z attache wojskowym w tym mieście zdecydowały się pozwolić na dokonanie naprawy okrętu w ich porcie, ale miano to uczynić w ciągu 24 h. To stało się niemożliwe ze względu na to, że w tym samym porcie przebywał również niemiecki okręt. Ten miał pierwszy wyjść z portu, a ze względu na prawo międzynarodowe polski okręt nie mógł opuścić Tallina 24 h po tym jak opuścił go niemiecki okręt. Chodziło o uniemożliwienie pościgu. W tym czasie okręt opuścił Kłoczkowski, udając się tym samym do szpitala.

Attache wojskowy wydłużył możliwość pobytu okrętu do 24 h, jednak w międzyczasie na jednostce pojawił się jeden z oficerów estońskiej MW, który zawiadomił polskich żołnierzy o internowaniu Orła. Nie pomogły niestety protesty Grudzińskiego, czyli zastępcy dowódcy okrętu. Na okręt skierowano lufy estońskich armat, a załoga musiała się zgodzić na podyktowane warunki. Estoński oficer zerwał polską banderę, zabrał dziennik nawigacyjny i mapy. Dzień później rozpoczęło się jego rozbrajanie. Polacy zadecydowali o zniszczeniu tajnych akt, książek szyfrowanych depesz czy mapy z polami minowymi. Estończycy skonfiskowali całe uzbrojenie okrętu, a polskim żołnierzom zaproponowano podpisanie deklaracji w których zadecydować mieli o przejściu na stronę estońskiej marynarki wojennej.

Decyzja o ucieczce rodziła się w nich od momentu pojawienia się na jednostce estońskiego oficera. Estończycy rozpoczęli prace demontażowe, a Polacy udawali, że im w tym pomagają. Robiono wszystko co mogło opóźnić działania wyładunku torped czy wałów śrubowych. Ucieczka miała odbyć się tuż po północy. Zdawano sobie sprawę, że kolejne działania estońskich oficerów uniemożliwią wykonanie ich planu. Estończyków ubezwładniono w sposób bezkrwawy.

Odcięto kabel elektryczny, który zasilał okręt wprost z sieci portowej, a udający pogrążenie we śnie Polacy rozpoczęli ucieczkę. Na kursie pojawił się falochron w który uderzył okręt. Po chwili sytuacja została opanowana. Nie odnotowano większych usterek, oprócz przecinaka sieci na dziobie. Dzięki pompom odwadniającym udało się szybko opuścić kamienie. Okręt zniknął pod powierzchnią wody.

Ucieczka Orła stała się niezłą wymówką dla ZSRR do wprowadzenia własnej floty na teren Estonii. Oskarżono ich o sprzyjanie Polsce i ułatwienie ucieczki. Kilka dni później podano, że niezidentyfikowany okręt zatopił jeden z radzieckich statków. Później miało dojść do kolejnego podobnego incydentu. ZSRR uznało zatem, że Estonia nie radzi sobie z ochroną własnych wód terytorialnych i potrzebuje pomocy sprzymierzeńca.

Tymczasem mimo braku map i przyrządów nawigacyjnych kapitan Grudziński postanowił pozostać na wodach Bałtyku do tego momentu do kiedy wystarczy im paliwa i wody pitnej. Następnie udał się do Wielkiej Brytanii, gdzie znajdować się miała baza dla polskich jednostek. Nawigować udało się dzięki pozostawionemu na okręcie spisowi aktualnych latarń. Na jej podstawie sporządzono mapę Bałtyku. Orzeł udał się do bazy wojennej w Rosyth.

Po przybyciu na miejsce odstawiono chorego kucharza do szpitala, wydano chęć napełnienia zbiorników pitna wodą i wyremontowania statku tak by był możliwy do dalszej eksploatacji. Uzyskanie uzbrojenia było niemożliwe ze względu na szwedzkie pochodzenie dział. Orła wykorzystywano zatem do działań na wodach przybrzeżnych. Okręt odbywał regularne patrole na Morzu Północnym aż do 23 maja 1940 roku. Skierowano go na około 120 mil morskich na południe od Egersund. Do bazy w Rosyth miał wrócić 8 czerwca, jednak tego nie uczynił jak również nie wyjaśnił z czego wynikało opóźnienie. Kolejny rozkaz również pozostał bez odpowiedzi. 11 czerwca okręt uznano za stracony.

Hipotez jest kilka. Najbardziej prawdopodobną jest ta jakoby okręt zatonął wpływając na nowe pole minowe o którym jeszcze nie wiedział, bądź został zatopiony przez niemiecki samolot. Inna mówi, że Orzeł został zatopiony omyłkowo przez aliancki okręt podwodny, a władze brytyjskie zatuszowały całą sprawę, bojąc się reakcji polskich władz. Żadna z tych trzech hipotez nie została jednak potwierdzona. Do dzisiaj nie odnaleziono bowiem wraku okrętu. Na pokładzie znajdowało się 59 osób.


Czytaj również:

Trwa Wczytywanie...